na Wielki Piątek – na wczoraj, na dziś, na jutro

… Ludzie, tłum ludzi, dokądś pędzą, silniejsi przepychają się do przodu, słabsi chcą nadążyć: zgiełk, dziewczyny chichoczą, chłopcy bluzgają, komórki przy uszach, ktoś płacze. Pośrodku człowiek niosący ogromny przedmiot. Widać, że opada z sił, ale idzie – jest cały we krwi, spocony, brudny. W pewnym momencie upada – leży w kałuży krwi z belką, przygniatającą ciało. Ludzie omijają leżącego nie kryjąc odrazy, a on wygląda, jakby konał. Ale to tylko wrażenie, bo leżący podnosi głowę, zwraca ją w moją stronę. Widać, że okrutnie zmaga się z bólem, ale na twarzy pojawia się łagodny uśmiech. Teraz patrzy mi w oczy i coś szepcze. Mimo hałasu i zgiełku słyszę ten szept. On powtarza tylko dwa słowa, może trzy, mówi: „dla ciebie” – „dla ciebie, człowieku”. Ktoś podchodzi, brutalnie go podnosi, popycha – i on. mimo. że przytłoczony ciężarem, idzie dalej…