pożegnanie Premiera

Zaraz po tym, kiedy we wtorek rozeszła się, jak grom z jasnego nieba, wiadomość o śmierci Premiera, otrzymałem na facebooku zdjęcie Tadeusza Mazowieckiego z Dalajlamą. Spontanicznie wpisałem komentarz „Wielki smutek. Odszedł być może ostatni wielki Autorytet tamtego czasu, autorytet moralny, dla którego przestrzeganie zasad stanowiło priorytet bezwzględny. Cześć jego pamięci”. Wkrótce ktoś dodał inne zdjęcie – ze spotkania Premiera w marcu tego roku z publicznością w Pruszkowie, które miałem wielki zaszczyt prowadzić. Później jeszcze ktoś się wpisał, że „to lubi”. Żarłoczny facebook połknął to i następnego dnia śladu już po tym nie pozostało.

A wczoraj długa kolejka przed Pałacem Prezydenckim – zakręcała aż pod dom Spotkań z Historią na Karowej. Tłum ludzi, którzy przyszli tu z własnej woli, przesuwał się krok po kroku, w chłodzie, aby przez moment pochylić się nad trumną. No i ta chwila, kiedy coś staje sztorcem w gardle, mrowie przechodzi, w głowie przez chwilę kotłuje się od wspomnień, refleksji. Mój wpis do księgi pamiątkowej: „Panie Premierze, najgoręcej dziękuję za Trzecią Rzeczpospolitą, za standardy moralne, jakie Pan w niej wprowadzał…”

Dzisiaj ceremonia pogrzebu. Katedra Św. Jana, gdzie udało mi się dostać. To jedno z tych pożegnań, jakie pozostają w pamięci do końca życia – tak, jak to było z pożegnaniem Jerzego Popiełuszki, Jacka Kuronia. Uroczystość wielka właśnie przez swoją skromność. Nic z patosu, ani o jedno słowo za wiele – tyle tylko słów, tyle wieńców, tyle celebry, ile było niezbędnie potrzebne. Wielka cisza – byli „wszyscy” (ci, których można było oczekiwać),  a nie było kakofonii przemówień, słów „na okoliczność”. I właśnie cisza. A w niej przejmująca „Modlitwa” Okudżawy wyśpiewana przez nieżyjącego już artystę: „…daj każdemu po troszę / i mnie w opiece swej miej…” Później ”Słowo” – niepowtarzalny głoś Mai Komorowskiej przypominający „Osiem błogosławieństw”, inny głos kobiecy, czytający Pawłowy „Hymn o miłości” – w połowie załamuje się, czyta łkając: „…Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy; z nich zaś największa jest miłość.” Homilię pożegnalną wygłasza dominikanin, przyjaciel Tadeusza: słowa proste, jednoznaczne, zamykają w dziesięciu minutach całą drogę życiową Premiera, konsekwentną, bez meandrów, wytyczoną żelazną dewizą: „najpierw uważnie słuchać, później możemy się nie zgadzać, sprzeczać, krytykować – nigdy nienawidzić, a celem jest zawsze dobro wspólne”. Czy całą? Głos zawiesza się w miejscu, kiedy zaczyna się podłość. Dalej już snuć nie uchodzi – niech mottem przewodnim tej celebry pozostanie miłość. A celebrę sprawuje z wielką prostotą, bez słów zbędnych a pustych, w otoczeniu licznych purpuratów i duchownych, warszawski pasterz, abp. Nycz. „Modlitwa wiernych” kończąca liturgię Słowa – głosy i westchnienia w różnych językach, obok polskiego – niemiecki, francuski, angielski, serbski: to słowa bólu, a równocześnie dziękczynienia z Bośni, gdzie postawa byłego już Premiera, Specjalnego Wysłannika ONZ w rejon krwawego konfliktu, zadziwiła i zawstdziła cały cywilizowany Zachód. Po mszy tylko dwa przemówienia: Prezydent Rzeczypospolitej – w imieniu obecnych w świątyni Premiera, Marszałków Sejmu i Senatu dziękuje za dokonane dzieło i spuściznę. W trzech zdaniach, a i to głos się łamie. I najmłodsza wnuczka – Ewa, w imieniu całej rodziny, dziękuje Dziadkowi za wartości, w jakich ich ukształtował i tak bardzo po prostu mówi, gdzie, w codzienności, zostawił po sobie ślad, gdzie będzie Go długo brakować. I jeszcze odczytanie tych najważniejszych kondolencji – od papieża Franciszka, od Dalajlamy, od Baraka Obamy, Angeli Merkel – wszystkie z najgłębszym szacunkiem za to, co żegnany Premier po sobie pozostawił.

Kondukt rusza do Lasek. Zaczyna padać. Niewielki cmentarz przy prowadzonym przez Siostry Zakładzie dla Niewidomych Dzieci nie mieści wciąż wielotysięcznego tłumu. I wciąż cisza. Dostojna. Bardziej przemawia, niżby zapewne dokonał tego potok słów. Jeszcze werble, marsz żałobny Chopina, komenda i salwa kompanii honorowej. Biało-czerwona, spowijająca dotychczas trumnę, zostaje z szacunkiem złożona i przekazana na ręce Prezydenta – dalej zostanie przekazana rodzinie. Krótkie słowa podziękowania wygłoszone przez syna, Michała. I koniec.

Myślę, że koniec jakiejś epoki. Powiedział poeta do potomnych: „…ale nie depczcie przeszłości ołtarzy / choć sami macie doskonalsze wznieść…” Czy tak się stanie, czy lekcja będzie pamiętana, czy spuścizna po Wielkim Już Nieobecnym – wierność zasadom, poszanowanie ludzkiej godności, kultura dialogu i kompromisu do granic prostej, zwyczajnej przyzwoitości – pozwoli polskiej wspólnocie otrząsnąć się z obłędnego transu nienawiści? Przyszłość pokaże – oby była nam łaskawa.